KAZANIE PASYJNE
GORZKIE ŻALE
PRZYBYWAJCIE
KAZANIE 5
26.03.2023

Gorzkie żale przybywajcie, serca nasze przenikajcie…. Proszę, o Panno jedyna, niechaj krzyż Twojego Syna zawsze w sercu swym noszę!

Via crucis biegnie krętymi i wąskimi uliczkami Jerozolimy, a podąża nią przytłoczony ciężarem krzyża Jezus. Wśród rozwrzeszczanej gawiedzi, rozłożonych straganów, pokrzykiwań handlarzy i ciekawskich gapiów, którzy na własne oczy chcą zobaczyć tego rabbiego, o którym tyle słyszeli, że uzdrawiał chorych, przywracał wzrok ociemniałym, uciszył burzę, wskrzeszał umarłych, nakarmił tysiące… A teraz dźwiga krzyż jak zwykły przestępca.

Tego widowiska nie można przegapić. To trzeba zobaczyć. O tym się będzie mówiło, a więc trzeba być na bieżąco. Jednak w całym tym tłumie trudno doszukać się oznak współczucia, oburzenia na niesprawiedliwy, „politycznie poprawny” wyrok. Można zapytać: „skąd my to znamy?”. Przecież to nasza polska codzienność. Nic się nie zmieniło.

Trudno się ich doszukać, ale jednak znalazły się osoby, które Jezusowi okazały serce, tak po ludzku się nad nim użaliły. W tym wąskim gronie serc jest Matka – Maryja. Szła wmieszana w tłum, podtrzymywana przez wiernego św. Jana. Nie spuszczała Syna z oczu. Ani jeden Jego upadek, ani jedno westchnienie bólu, ani jeden z wymierzonych razów nie uszedł Jej uwagi. Wpatrywała się w Syna i czekała na moment, by chociaż wymownym spojrzeniem, pełnym matczynej miłości, dodać mu otuchy. Wreszcie ich oczy się spotkały. A bardziej niż oczy spotkały się ich serca. Dwa serca – matki i syna. Serca ukształtowane, utkane z czystej miłości. „Matko, tak być musi, taka jest wola Ojca” – zdawało się mówić spojrzenie Jezusa. – „Fiat voluntas tua, niech się stanie” – odpowiada wzrokiem matka.

Wierna do końca, od Zwiastowania aż po Kalwarię. Miecz boleści przeszywa Jej matczyne serce. To ten miecz, który zapowiedział Symeon: „A Twoją duszę przeszyje miecz boleści, aby wyszły na jaw zamysły serc wielu”. Ten miecz przygważdża Ją do ziemi, paraliżuje bólem. Matka, zawsze wiedząca co robić, jak postąpić, teraz nie znajduje jednego słowa ani gestu, by ratować swego syna, by pomóc, by ulżyć w cierpieniu. Przeżywa swój ból w milczeniu. Cierpi tak, jak potrafi tylko kochająca matka, lecz milczy. Żadna skarga, żaden jęk nie wydobywa się z Jej ust. Prawdziwa Mater Dolorosa, aż po krzyż, gdzie dokona się Jej ostateczne Fiat, gdy stanie się matką wszystkich wierzących.

Wrażliwe serce matki wsłuchuje się w ostatnie słowa syna i jak zawsze wiernie zachowuje je w swoim sercu. Słyszy, jak Jezus powierza jej swego ucznia: „Matko, oto syn Twój”. Tak jakby Jezus chciał powiedzieć: „oto słaby człowiek przygnieciony ciężarem ponad siły, bądź dla niego jak Matka, która podnosi, pomaga, wspiera. Pomóż mu iść dalej, jemu i każdemu z ludzi”.

I Maryja w osobie św. Jana przyjęła też każdego z nas. Otoczyła nas miłością – taką, jaką tylko matka potrafi obdarzyć swoje dziecko. Miłością bezwarunkową, ofiarną, taką, która wszystko przebacza. A jak my, siostro i bracie, odpowiadamy na tę miłość?
Mówią o nas, Polakach, że jesteśmy narodem Maryjnym. I rzeczywiście chyba w żadnym kraju na świecie nie ma tylu sanktuariów, kościołów i kaplic jej poświęconych. To właśnie ją obraliśmy za swoją Królową. Chwalimy Ją w setkach pieśni. Nie da się jednak naprawdę czcić Maryi, kiedy usta wyśpiewujące Jej chwałę – kłamią i ranią serca bliźnich. Nie da się przesuwać paciorków różańca, kiedy na tych rękach jest krew niewinnych, nienarodzonych dzieci, kiedy tę ręce więcej wyrządzają krzywdy niż dobra. Chyba dość już Maryja się nacierpiała…

Niech chociaż teraz, po tylu wiekach Męka Chrystusa znajdzie zrozumienie wśród ludzi. Niech czuje, że nasza miłość do Jezusa i do niej jest szczera, bez obłudy. W życiu człowieka łzy matki często doprowadzają do nawrócenia dziecka. Maryja czeka, aż podobne nawrócenie dokona się w naszych sercach. Ona pragnie, abyśmy wraz z nią stanęli pod krzyżem i abyśmy wpatrzeni w Jego Mękę zerwali z grzesznym sposobem życia i bardziej na serio zaczęli wprowadzać w życie Jezusowe wskazania.
Maryja, objawiając się w tylu miejscach na świecie, często płacze. Żali się tak jak niegdyś w La Salette: „Jeżeli mój lud nie zechce się poddać, będę zmuszona puścić ramię mojego syna. Jest ono tak mocne i tak ciężkie, że nie zdołam go dłużej podtrzymywać. Od jak dawna już cierpię za was. Chcąc, by mój syn was nie opuścił, jestem zmuszona ustawicznie go o to prosić, a wy nic sobie z tego nie robicie”. Matka Boga i nasza Matka czeka, aż jej łzy i ból przemówią, skruszą skamieniałe i zimne, nieczułe serca. Te łzy są przestrogą przed straszną karą, jaka czeka ludzkość, jeśli się nie opamięta, ale są i zachętą: „Pójdźcie do mnie, dziatki moje, wyczerpnijcie łaski zdroje; kto mnie znajdzie, życie ma, temu syn zbawienie da”.

Każdy z nas dobrze wie, jak ciężko jest dźwigać krzyż samemu. Dlatego Jezus daje nam pomoc i zapewnia obronę, stawiając na krzyżowej drodze naszego życia swoją matkę. Aby była z nami, tak jak towarzyszyła Chrystusowi w drodze krzyżowej. Starajmy się przejść przez życie tak, aby było ono nie tylko miłe Bogu, ale również było szczerym i świadomym wykonywaniem testamentu krzyża: „Oto Matka twoja”. Każde dziecko w jakimś stopniu jest podobne do swojej matki. Na ile ja jestem podobny do swojej niebieskiej Matki?